piątek, 19 października 2018

Spotkanie

             
Pociąg zatrzymuje się na stacji Warszawa Centralna. Wysiadam i nerwowo rozglądam się po peronie. Tłumy. Czy przyjdziesz? Może już jesteś? Obserwuję setki pożegnań i powitań. A Ty? Nie powitasz mnie? Zapomniałeś? Czuję powiew samotności. Po co mi to było? Wzrokiem błądzę po męskich twarzach. Znam Cię tylko ze zdjęć. Czy rozpoznam? Co za pomysł, żeby umawiać się na dworcu?!
Nagle, coś łaskocze mnie w policzek... stokrotka. Jesteś!
              – Dzień dobry! – słyszę za plecami znany mi głos, w telefonie brzmiał trochę subtelniej.
              Zamykam oczy i odwracam się w Twoją stronę. Wyciągam ręce i obejmuję za szyję – trochę na oślep. Zresztą, zupełnie ślepo rzuciłam się także w wir naszej znajomości – internetowej i infantylnej zabawy w wyobrażanie sobie nas, nas razem. Przytulam się teraz do Ciebie i chłonę Twój zapach. Przyjemny. Najchętniej zostałabym w tym uścisku – czułym, przyjacielskim i łaskoczącym w brzuch – ile motyli!... Słyszę jak się uśmiechasz, pomrukujesz. Boję się, że spojrzenie w oczy, że rozmowa – nasza pierwsza rozmowa twarzą w twarz – rozwieje moje marzenia o nas i wyobrażenia o Tobie. Powoli odsuwam się. I nadchodzi ten moment...
              Tak, jesteśmy odrobinę zmieszani. Kto by nie był? Uśmiechasz się, ale widzę, że tylko maskujesz zdenerwowanie. Trema rozsiadła się w Twoich oczach, naciąga policzki nerwowym grymasem, a nie – to uśmiech. Ach ta maska! Przez głowę przebiega mi myśl, że mogliśmy zachować tę pierwotną bezpieczną odległość trzystu kilometrów. Ale cóż... powiedziało się 'a', trzeba powiedzieć 'b' – tyle, że słowa nie przechodzą mi jakoś przez gardło. Nie wiem, co powiedzieć.
              Przypominam sobie opowiadanie, które dla mnie napisałeś o naszej wycieczce do Paryża, a w nim: Biorę Twoją dłoń i pociągam za sobą. Nie rozmawiamy, tylko zerkamy na siebie niepewnie. Jest jeszcze wcześnie. Zaledwie 9 rano. Rzucam propozycję wypicia porannej kawy w jednej z malutkich sympatycznych kawiarenek. Chciałbym Cię najpierw trochę pooglądać, oswoić, popatrzeć w oczy...
             Czemu nie potrafisz mi tego teraz powiedzieć? Czemu nie zaproponujesz? Czekam chwilę, by dać Ci szansę. Stoisz jak na egzaminie. Proszę Cię, zdaj. Masz w sobie odpowiedzi na wszystkie pytania, ale nie umiesz z nich skorzystać. Wiesz o mnie tak wiele. Oczekuję męskiej inicjatywy, tego, że pociągniesz mnie za rękę, że będę mogła pójść za Tobą. Cholera! Zrób coś. To przecież Twoje miasto! Zaproponuj spacer, zabierz mnie stąd. Powiedz coś.

            I znowu jest tak, jak zawsze – piłeczka po mojej stronie. Wsuwam swoją dłoń w Twoją, mówiąc:
            – Chodźmy na kawę...
           Ale wiem, już wiem, że nie dam się oswoić. Znowu bez happy endu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz