piątek, 19 października 2018

Randka w ciemno


Komu w drogę, temu goł – mówię sobie, wychodząc na randkę. W ciemno. Bo czemu nie? Bo czy wszystko musi być wiadome? Na wszelki jednak wypadek umówiłam się w centrum miasta wczesnym popołudniem. Poprosiłam także, aby się opisał. Pisał pięknie, więc i jego autoportret spodobał mi się niezmiernie. Wspomniał, że lubi eleganckie kobiety. Niech stracę zatem: kosmetyczka, shopping.
Od przystanku tramwajowego do rynku jest ledwie dwieście metrów, zapomniałam jednak, że będę musiała przejść w moich niebotycznie wysokich i piekielnie niewygodnych szpilkach po kocich cholernych łbach. Docieram na miejsce kilka minut przed czasem. Nogi niezmiennie, ale bardziej niż zwykle, włażą tam, skąd wyłażą. Zaczynam się nerwowo rozglądać.
Nagle, podchodzi do mnie... człowiek, mężczyzna, acz pierwsze skojarzenie – krasnal  jako żywy: czerwona koszula w kratę, sztruksowe wyciągnięte spodnie, niedbały zarost: ani to trzydniówka wyglądająca czasami męsko, ani to bródka, ani to ...co to to? Na głowie wymięta bawełniana szmatka, chyba czapeczka. Wzrostu... jak to krasnale - nieco ponad cycki, które podniosły się wraz ze mną o dwanaście centymetrów niewygodnych szpilek. Mamusiu kochana, niech to będzie jakaś koszmarna pomyłka, B-Ł-A-G-A-M!
– Dzień dobry, mogę zadać jedno pytanie?
Nie jestem Śnieżką – myślę, ale  uśmiechając się grzecznie, wszak wychowywano mnie na grzeczną dziewczynkę, odpowiadam uprzejmie:
– Słucham Pana.
– Poratuje mnie Pani? Brakuje mi 3,30 PLN na bilet.
Yes, yes, yes! Obdarzam go pięknym uśmiechem.
– Oczywiście – wyciągam portfel i daję mu dychę z radości.
Stoję. Czekam. Czternasta dwie. Kawaler się spóźnia. Minusik. Nogi mnie bolą. Postanawiam poczekać jeszcze trzy minuty i wracać do domu. Nogi!!! Czternasta pięć. Niech go szlag! Wracam do domu. W nosie to mam. Chyba wezwę taksówkę, bo nie dojdę do przystanku.
            – Dzień dobry, Jagodo! Jagoda, prawda?
!@#$%^&*()!@#$%^&*() ...o jaaaa, pier ololole!
            Kiwam głową. Mimiki nie kontroluję. Pewnie wyglądam jak ameba. Śliniąca się ameba, bo ciacho takie, że palce lizać.
– Pała z polskiego! Twój opis był zbyt skromny – silę się na dowcip.
– Ha, ha, ha...
Śmieje się, jest dobrze.
– Może pójdziemy na spacer? – proponuje.
A ja przecież nie powiem, że buty, że nogi, że odgryzę sobie zaraz kończyny, więc:
– Z przyjemnością – odpowiadam.
– Od razu ci się przyznam – zaczyna – że nie mam na imię Piotr.
Mógłbyś się nazywać Adolf nawet, wszystko jedno.
– Dlaczego skłamałeś?
– Nie skłamałem. Po prostu nie ja do ciebie pisałem, tylko mój kumpel.
NOGI!!!
– Nie rozumiem – uśmiecham się szeroko, żeby zatuszować grymas bólu.
– To skomplikowane, czy wystarczy jak powiem, że od początku chodziło o mnie?
Wszystko wystarczy ciasteczko kochane.
– No dobrze, kupuję to. Tylko musimy wobec tego zacząć od początku.
– Adam – przedstawia się i podaje mi dłoń.
– Jagoda, tu się nic nie zmieniło – odpowiadam i proponuję, byśmy może jednak gdzieś usiedli.
– Ale chce Ci się pić albo jeść?
Chce mi się siedzieć albo umrzeć.
– Nie, po prostu łatwiej byłoby rozmawiać w jakimś spokojniejszym miejscu – szeroki uśmiech. Nogi!!! Swoją drogą, co za pytanie? Chce ci się pić albo jeść? Rany!!
– To może chodźmy w stronę parku – proponuje.
W mózgu otwiera mi się mapa, precyzyjniejsza niż w Google Maps: pieprzone kocie łby od rynku do Krakowskiej, nierówny chodnik obok Banku Zachodniego, a w parku żwirkowate alejki... Nogi!!!
– Dobrze. Jak chcesz ­uśmiech, szeroki uśmiech.
– Czym się zajmujesz?
– Studiuję bohemistykę, wieczorami pracuję w teatrze.
Obecnie umieram.
– Jesteś aktorką?
Najlepszą, Honey!
– Nie. Obsługa widowni, po prostu. A ty ?
– Piszę.
– Co piszesz?
– Głównie poezję, ale zdarzają mi się też formy prozatorskie, opowiadania na przykład.
Umieram za poezję? Unbelievable! Niech skonam!
– Ale z czego żyjesz? – dopytuję, bo z poezji to mogą żyć co najwyżej wnuki noblisty.
– Na razie studiuję, jestem na czwartym roku filozofii.
– Czyli stypendia? – drążę, bo facet może być bez ręki, bez nogi, bez oka, ale kaleka życiowy – no way.
– Mieszkam z rodzicami.
Czwarty rok studiów, mieszka z rodzicami, pisze poezje. A mi nogi do dupy wchodzą.
Znowu bez happy endu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz