sobota, 20 października 2018

Filharmonia


W filharmonii byłam raz. Raz w życiu.
Ubiór.
Czarna elegancka koronkowa sukienka i czarne szpilki. Na szyi i w uszach perły – pożyczone, ale prawdziwe. Postanowiłam w pełni celebrować to wyjście i nie zrażać się towarzystwem.
Towarzystwo.
Rok starszy ode mnie. Studiował iranistykę. Nosił długie tłuste włosy i niedbałą brodę. Okulary jak John Lennon. Ciągle pijany lub na kacu. Mijaliśmy się każdego wieczora na akademikowym korytarzu. Pomięty, nieświeży i nieludzko inteligentny. Michał.
Zaproszenie.
Bilety do filharmonii wygrał w karty. Zaproponował mi wyjście myjąc zęby w koedukacyjnej łazience, ot tak, nie dbając czy się zgodzę czy nie. Całym sobą mówił do mnie bez słów: masz za malutki móżdżek, ale słodką buzię, zrobię eksperyment. Pomyślałam, że z bezdomnym alkoholikiem, którym za chwilę się stanie, nigdy w życiu bym się nie związała, więc zaszaleję, a co? Pójdę.
Spotkanie.
Zapukał do moich drzwi punktualnie. Otwierając, zastanawiałam się w jakim będzie stanie. Stał przede mną trzeźwy jak pszczoła. W czarnym kapeluszu i długim czarnym płaszczu. Włosy umył i uczesał! Oczy mi zwariowały od puszystości blond kucyka.
Droga.
Stojąc w tramwaju ramię w ramię łypaliśmy na siebie jak złodzieje obserwujący ofiarę. Szczerze powiedziałam mu dziękuję, no i że nie byłam nigdy w filharmonii. A co! Niech wie. A on – że lubi, że często chadza, że zakłada się o bilety.
Bilety.
Wysiadka. On pierwszy, a potem podał mi rękę. Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam go prawdziwego. Chrząknęłam tylko i zapytałam na jaki koncert idziemy. Muzyka filmowa. Powinno ci się spodobać. Cholera, czyli jednak.
Filharmonia.
Uroczy pan w czarnym garniturze zerknął na nasze bilety, po czym wskazał drogę do zakupionych miejsc. Najpierw po schodach, jak kazał. Potem do końca korytarzem, ostatnie drzwi. Otworzył i gestem ręki zaprosił do środka. Loża! Rozgość się, usłyszałam.
Koncert.
W moim sercu cała orkiestra – emocji.   Na strunach duszy rozsiadły się niepewność i litość, wściekłość i podziw. W emocjonalnym bajzlu dużo fałszu, brak dyrygenta, nie został wybrany. Serce i Rozum kłóciły się o pierwszeństwo. Klapa totalna. Oklaski. Bisy. Kwiaty.
Kwiaty.
Zrywał w parku nielegalnie. Naręcze tulipanów. Kazałam mu przestać, ale nie słuchał. Przyniósł. Podał zadowolony z siebie i wydusił to swoje niedbałe: masz, postawisz sobie na stole.
Dzień after.
Myjemy zęby. Nie odzywa się. Wychodzi bez słowa. Wieczorem pije. Gra na gitarze pod moimi drzwiami bałkańskie przyśpiewki. Ktoś wzywa portiera. To chyba pięćdziesiąta skarga. Musi się wyprowadzić. Kamień z serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz